Czy można się upić od wina? Caroline Ingalls. Krótka odpowiedź na to pytanie brzmiałaby: tak. Wynika to z kongenerów. Wiem, wielkie słowo. Gruntownie, kongenery to substancje chemiczne, które pojawiają się w alkoholu podczas fermentacji. Określają smak i zapach tego, co pijesz. Degustacja - co to w ogóle oznacza? Jak się do tego zabrać? Czy trzeba być wielkim znawcą alkoholi, żeby móc degustować whisky? Postaram się pokrótce i od strony amatora jakim przecież jestem, opisać z czym to się w ogóle ‘je’. Data dodania: 2014-05-29 Wyświetleń: 2516 Przedrukowań: 0 Głosy dodatnie: 1 Głosy ujemne: 0 WIEDZA Licencja: Creative Commons Nie oszukujmy się, żyjemy w kraju, w którym alkohol kojarzy się tylko z jednym – z jak najszybszym dostarczeniu procentów zawartych w wyskokowych trunkach do naszego mózgu. Wiadomo, od czasu do czasu nawet trzeba w taki sposób podejść do tematu alkoholu, wyluzować się (oczywiście w ramach zdrowego rozsądku, no i nie za często). No ale skupmy się już na temacie degustacji. Degustacja – pierwsze skojarzenie z tym słowem? Smakowanie, próbowanie językiem, czyli generalnie coś co kojarzy nam się ze zmysłem smaku. Jakże mylne w przypadku whisky jest takie myślenie. Znaczy się wróć, mylne nie do końca, bo koniec końców rzeczoną whisky wypijamy i język bierze czynny udział w degustowaniu. Jednak zmysłem, który mówi nam najwięcej o tym trunku jest nos. To nos jest o wiele bardziej czułym narządem jeśli chodzi o odbieranie zmysłów. Mądre głowy znające się na anatomii twierdzą, że kubkowi smakowemu na języku odpowiada 10 tysięcy receptorów w nosie (!). Widać więc, że powiedzonka ‘mieć nosa’ nie wymyślona tutaj nadaremno. Język wyczuwa również bardzo wiele niuansów smakowych, ale nos pozwala wzmocnić znacznie te doznania. W czym degustujemy? No właśnie, znowu odniosę się do naszych nawyków kojarzących się z piciem whisky. Standardowa szklanka do drinków z colą tutaj się nie przyda. Do wyczucia jak największej ilości aromatów idealny jest kieliszek w kształcie tulipana (patrz foto). Kształt tulipana, czyli zwężone ujście kieliszka pozwala skumulować aromaty, które oddaje alkohol -> whisky. Są też osoby, które taki kieliszek z odrobiną whisky zakrywają dodatkowo szklaną przykrywką (szkiełkiem), nie pozwalają niejako uciec cennym aromatom. Jednak nie dajmy się zwariować, sam kieliszek w zupełności wystarczy. Cena takiego kieliszka to maksymalnie 10zł (nie dajcie się naciągać na jakieś wynalazki kosztujące paredziesiąt złotych, gdzie płacicie za logo, bo samo szkło, to groszowe sprawy). Skoro szkło mamy pokrótce omówione, warto się teraz pochylić nad tym co degustujemy. Nie ważne czy to whisky single malt, blended, czy też bourbon, warto zwrócić uwagę na moc degustowanego trunku. Jest wiele teorii co do mocy degustowanego trunku. Jedni podają, że rozcieńczają whisky do ok. 20%, inni nie schodzą poniżej 30%, kolejni brzydzą się wodą, a jeszcze inni leją więcej wody, niż whisky. Osobiście staram się doprowadzać stężenie alkoholu do mniej więcej 35% - odpowiada mi taka wartość, moc alkoholu nie znieczula mi kubków smakowych, sama whisky się otwiera, czyli uwalnia dodatkowe aromaty i nierzadko zaskakuje ilością nut smakowych jakie można wyczuć. Oczywiście nie mierzę stężenia alkoholu, ilość wody dodaję na oko, proporcjonalnie. Fajną opcją są kieliszki z podziałką, gdzie pokazaną mamy ilość alkoholu, oraz ilość wody jaką możemy dodać. Dobrą praktyką jest powąchanie najpierw alkoholu nierozcieńczonego, zanotowanie wrażeń, a dopiero potem dolanie wody, kolejny niuch i kolejne notatki z wrażeń. Oczywiście whisky oceniamy też okiem. Czy dany alkohol ma kolor słomkowy, ciemnego bursztynu, czy dosłownie bordowo-czerwony. Dochodzimy w końcu do samego smakowania. Bierzemy łyk, ówcześnie lub jednocześnie wąchając whisky, przepłukujemy nią usta, starając się, aby trunek dotarł wszędzie, tzn. na boki języka, na sam koniec, czubek. Znowu wąchamy, a gdy whisky rozlała się już po całym wnętrzu ust, przełykamy. Notujemy, czy whisky była oleista, kremowa, czy może typowo alkoholowa (spirytusowa). Dodatkowo oceniamy jej słodkość, lub jej brak, gorzkość, kwaśność, a nawet słoność. Staramy się zapisać jak najwięcej odczuć, skojarzeń, to co nam aktualnie przychodzi do głowy. Zwracamy również uwagę na tzw. finisz, czyli kolokwialnie mówiąc na posmak. Czy utrzymuje się długo (co jest pożądane), czy jest przyjemny, czy jest podobny do aromatu, czy może do tego co początkowo wyczuł język. Należy zapamiętać, że ilu degustujących, tyle może być opinii na temat danej whisky. To jak my ją widzimy może zależeć również od naszego nastroju, czy nawet zmęczenia. Starajmy się degustować w sprzyjających warunkach, tzn. zrelaksowani, bez pośpiechu, delektujmy się chwilą spędzoną z daną whisky (bez dziwnych skojarzeń J ) i wąchajmy i wąchajmy i wąchajmy. A potem porównujmy z oficjalnymi notkami destylarni, z notkami innych degustujących. Wracajmy po jakimś czasie do tej samej whisky, a na pewno wyczujemy nowe smaki i aromaty. Degustujcie więc i odkrywajcie bogaty świat whisky! Licencja: Creative Commons Podobnie na organizm działają też koniak, rum i bourbon, a nawet ciemne piwo. Jeśli lubisz te gatunki, pamiętaj, że nawet niewielkie ilości mogą spowodować ból głowy i złe samopoczucie następnego dnia. Najlepiej raz na zawsze zapamiętać, że ciemne alkohole powodują gorszego kaca. 20 rzeczy, które zauważysz, kiedy Jak kupić alkohol bez dowodu – poradnik. Zapewne przed osiemnastką nie raz chciałeś napić się piwa z kumplami. Tylko, że twoi kumple też byli przed osiemnastką i w rezultacie nikt nie miał dowodu osobistego, żeby móc legalnie kupić coś procentowego do picia. Ten poradnik na pewno pomoże ci uniknąć tego problemu, wystarczy stosować się do jego zaleceń. Oto kilka sprawdzonych sposobów[edytuj • edytuj kod] Na cwaniaka[edytuj • edytuj kod] Wchodzimy do sklepu, bierzemy piwo i kładziemy na ladę. Gdy sprzedawca/sprzedawczyni zapyta się czy masz dowód, a go nie masz to powie żebyś spadał, bo nie masz osiemnastki. Jak użyje tych magicznych słów odpowiedz „A czy ty możesz udowodnić, że nie mam 18 lat?” Zapewne zgasisz go tym i pozwoli ci odejść z piwem w ręku. Jeden z najlepszych sposobów. Na dowód tymczasowy[edytuj • edytuj kod] Wystarczy wyrobić sobie dowód tymczasowy. Pod względem graficznym, dowód tymczasowy jest wiernym odzwierciedleniem stałego dowodu tożsamości. Jedyna różnica to krótszy termin ważności. Gdy sprzedawca prosi o dowód osobisty, pokazujemy mu nasz dowód tymczasowy. Robimy to w miarę szybko, aby sprzedawca nie zauważył naszej daty urodzenia. Metoda chyba najskuteczniejsza ze wszystkich. Na dorosłego[edytuj • edytuj kod] Wchodzisz do sklepu i kładziesz na ladę kilka piw. Kiedy sprzedawca (najlepiej jeśli to jest sprzedawczyni) poprosi cię o dowód, mówisz, że zostawiłeś w samochodzie razem z resztą dokumentów, a żona pojechała odebrać dzieci z przedszkola. Metoda średnio skuteczna, wiele zależy od tego na ile lat wyglądasz. Na prawie dorosłego[edytuj • edytuj kod] Wmawiasz, że za parę miesięcy masz osiemnastkę, a następnie pytasz się co to za różnica czy wypiję sobie teraz czy później. Niekiedy działa. Na sklerozę[edytuj • edytuj kod] Gdy proszą cię o dowód, po prostu mówisz, że został w domu. Tutaj również nie należy pokładać wiary w powodzenie misji, odnotowano jednak pojedyncze przypadki sukcesu. Na litość[edytuj • edytuj kod] Wystarczy nagadać jakichś bzdur typu właśnie mi ukradli dokumenty, mam zły dzień, dziewczyna mnie rzuciła itp. Ekspedient też człowiek i swoje uczucia ma. Na posłańca[edytuj • edytuj kod] Bardzo skuteczny sposób, lecz drogi. Polega na poproszeniu pijaczka spod monopolowego o to, żeby kupił nam potrzebny asortyment. Niestety jest to związane z pobraniem prowizji, która w wielu przypadkach wynosi równowartość naszych zakupów. Na chowanego[edytuj • edytuj kod] Wymagany sprzęt to plecak, a najlepiej kultowy-jak-chuj, niezniszczalny plecak typu kostka. Trzeba powiedzieć, że cały alkohol tam się schowa i nikt nic podejrzanego nie zauważy. Wbrew pozorom metoda w miarę skuteczna. Na grupkę[edytuj • edytuj kod] Potrzeba kilku osób. Wszyscy podchodzą z piwami do lady, a gdy sprzedawca powie: dowody, jeden z was odpowiada: woda zimna. Zakłopotany ekspedient powinien bez problemu sprzedać wam pożądany towar. Na bandytę[edytuj • edytuj kod] Podajesz kartkę z napisem „alkohol albo życie”. Metoda bardzo ryzykowna, ale piwo dostaniesz za darmo. Występuje możliwość śmiertelnego rozśmieszenia sprzedawcy, a także trafienie do aresztu na 48 godzin. Na głuchoniemego[edytuj • edytuj kod] Kładziesz towar i pieniądze na ladzie i poproszony o dowód próbujesz porozumieć się językiem migowym. W razie oporu warto zastosować jakieś elementy agresji. Na szantaż[edytuj • edytuj kod] Po prostu mówisz, że nie masz dowodu i jak nie sprzedacie to pójdę do konkurencji/po mamę/na policję. Albo: już nigdy u was nic więcej nie kupię! Na bogatego[edytuj • edytuj kod] Jeśli masz dużo pieniędzy można dać sprzedawcy jakiś napiwek np. w postaci dychy. Im akurat na pieniądzach zależy. Na chama[edytuj • edytuj kod] Polega na użyciu tekstów bardzo aroganckich typu: dajesz ten alkohol czy mam się wkurwić?, coś ci nie pasi, że jestem niepełnoletni? lub jakieś sapy?. Niestety niezbyt skuteczne. Na konsekwentnego[edytuj • edytuj kod] Metoda działa w małym sklepie, gdzie towar podaje sprzedawca. Jeśli sprzedawca prosi o dowód, należy za każdym razem mówić proszę piwo. Tyle razy, aż sprzedawca w końcu ci ulegnie. Na fałszerza[edytuj • edytuj kod] Przed pójściem do sklepu trzeba poprosić kogoś w wieku osiemnastu lub dziewiętnastu lat o jego starą legitymację szkolną. Następnie wystarczy wkleić swoje zdjęcie, a w sklepie powiedzieć, że dowodu jeszcze mi nie wyrobili. Trudne do zrobienia, ale alkohol gwarantowany. Na złodzieja[edytuj • edytuj kod] Kradniesz ze sklepu alkohol i to cała filozofia. Ponadto na ten temat powstał nawet osobny poradnik. Na palacza[edytuj • edytuj kod] Palisz przed sklepem papierosa, najlepiej tak, żeby rzucać się w oczy sprzedawcy. Pewnie nawet nie poprosi o dowód bo domyśli się, że fajki też musiałeś jakoś kupić. Na pięknisia[edytuj • edytuj kod] Uwaga: działa tylko wtedy kiedy jest sprzedawczyni (ewentualnie sprzedawca gej). Najważniejsze elementy to zapach, uroda i wzrok. Patrząc w oczy można zahipnotyzować płeć piękną i towar otrzymujemy jak na tacy. Na solenizanta[edytuj • edytuj kod] Trzeba wmawiać do oporu, że ma się urodziny i chcemy tylko jednego Reddsa. Legitymacji szkolnej raczej nie będą chcieli oglądać. Gdy ekspedient podaje nam to piwo na oczach innych klientów, wystarczy powiedzieć: i jeszcze 20 Żubrów poproszę. W ten sposób sprzedawca znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Na samobójcę[edytuj • edytuj kod] Sprzedasz mi te browary czy mam się tu zabić? Skuteczne. Na mordercę[edytuj • edytuj kod] Sprzedasz mi te browary czy mam cię tu zabić? Skuteczne inaczej. Na kontrolę[edytuj • edytuj kod] Wchodzisz do sklepu, pytasz: jest alkohol?, a gdy sprzedawca spyta się: jest dowód? odpowiedz: a jest koncesja? (nie zawsze działa, ale możesz dodać, że twoja mama pracuje w sanepidzie). Na szybkiego[edytuj • edytuj kod] Wchodzimy do dowolnego marketu, wybieramy interesujący nas asortyment, otwieramy i spożywamy. Po wszystkim idziemy do kasy z pustą butelką i mówimy, że chcemy za to zapłacić. Na Anglika[edytuj • edytuj kod] Wchodzimy do sklepu alkoholowego, najlepiej jak najmniejszego, "rozmawiając" przez telefon po angielsku. Podchodzimy do kasy i mówimy po angielsku dokładnie, to co chcemy (na bełkot nie każdy może się nabrać). Gdy sprzedawca nie rozumie, właśnie wygrałeś, za pomocą gestów pokazujesz co chcesz, a sprzedawca zakłopotany nie pyta o dokument, bo nawet nie wie jak. Duża szansa powodzenia w przypadku mało wykształconych sprzedawców. Jeśli sprzedawca komunikuje się w obcym języku, o dziwo nadal spora szansa powodzenia. Na matematyka[edytuj • edytuj kod] Jeżeli mamy 17 lat i dokument tożsamości podajemy go sprzedawcy, gdy poprosi. Jeśli ten zauważy rok urodzenia i powie, że przecież nie macie osiemnastki pytacie z wielkim zdziwieniem "Ale jak to?" i zaczynacie liczyć na palcach – wliczając swój rok urodzenia jako jeden. W ten sposób zawsze wyjdzie 18 a sprzedawca, myśląc że po prostu nie umie odejmować, sprzeda wam upragniony alkohol. Na sprzedaż transgraniczną[edytuj • edytuj kod] Skuteczne w strefie przygranicznej z Niemcami jeżeli mamy odpowiednio blisko do sklepu po drugiej stronie granicy. W Niemczech alkohol można kupić mając ukończone 16 lat, a po zakupie wracamy na polską stronę. Ewentualną policją się nie przejmujemy – nie mogą ukarać niemieckiego sprzedawcy. Na wysłannika[edytuj • edytuj kod] Idziemy do jakiegoś sklepu, najlepiej jakiegoś mniejszego, gdzie nie kręci się zbyt wiele osób i mówimy do sprzedawcy/sprzedawczyni, że jest taka sytuacja, że wysłał mnie (np wujek, ciocia, tata lub ktoś z rodziny) abym mu kupił piwo, i czy pani/pan by mi to piwo sprzedał? Dosyć często działa. Podsumowanie[edytuj • edytuj kod] Na pewno już udało ci się zdobyć jakieś browary/wódkę/tanie wino/szampana. Bo przecież takie sposoby są niezawodne. Życzymy przyjemnej libacji. Zobacz też[edytuj • edytuj kod] jak okraść sklep jak stworzyć alkohol Alkoholowe menu oraz jego ilość jest wypadkową okoliczności towarzyszących Twojemu imprezowaniu i celu, jaki mu przyświeca. Jeśli po prostu chcesz się upić do nieprzytomności, spędzić resztkę nocy w objęciach ceramiki, a rano czuć się jak dętka – nie korzystaj z poniższych rad. Większości jednak mogą się one przydać.
Alkohol to nieodłączny element wielu imprez. Urodziny, imieniny, sylwester, „pępkówka” – każda okazja jest dobra, żeby uraczyć się swoim ulubionym trunkiem. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że każdy facet posiada inny próg tolerancji alkoholu, jednak nie każdy potrafi się dobrze „wstrzelić”. Na męskiej dumie i zuchwałości przejechał się już niejeden amator napojów wyskokowych, co niezbyt dobrze wygląda zwłaszcza w towarzystwie. Wszystko jest dla ludzi, alkohol również, jednak prawdziwy mężczyzna powinien wiedzieć, na ile tak naprawdę może sobie pozwolić. W tym wpisie dam Ci kilka wskazówek abyś mógł jasno odpowiedzieć sobie na dręczące Cię pytanie, które brzmi: Jak się nie upić?Pewnie nie raz zdarzyło Ci się przesadzić z ilością wypitego alkoholu, co ma swoje nieprzyjemne konsekwencje nie tylko już podczas imprezy, ale także nazajutrz po mocno zakrapianej imprezie. „Kac morderca”? Z dużą dozą prawdopodobieństwa musiałeś się mierzyć z nim kilka razy w swoim życiu. Jednak picie alkoholu i to w sporych ilościach nie zawsze musi kończyć się „nokautem”. Jak zatem uchronić się przed kacem? Jak się nie skompromitować przed kumplami czy przed ważnymi partnerami biznesowymi? Podpowiemy Ci kilka prostych sposobów na to jak pić, żeby się nie się nie upić? to proste:Po pierwsze: wypocznijAlkohol zbiera największe żniwa, kiedy ludzki organizm nie jest w odpowiednim stopniu wypoczęty. Impreza tuż po męczącym dniu w pracy czy nieprzespanej nocy to prosty sposób na to, jak „odpaść” już po kilku głębszych. Mając w planach imprezę, na której nikt nie będzie mieć zamiaru stronić od alkoholu, grunt to przyjąć odpowiednią dawkę snu. Dlatego jeśli noc przed imprezą nie była dla Ciebie w stu procentach regenerująca, zdecyduj się na krótką, popołudniową drzemkę. Żadne napoje energetyczne czy hektolitry wypitej kawy nie zastąpią Ci snu. Każda kolejna przespana godzina może być na miarę złota, dlatego nie żałuj sobie i wyciągnij ze snu jak drugie: nie pij alkoholu na pusty żołądekPodstawowy błąd wielu mężczyzn. Nawet jeśli postrzegasz się jako osobę, która może przepić nawet najbardziej wprawionych w bojach, nic nie zdziałasz jeśli będziesz raczyć się wysokoprocentowymi trunkami bez odpowiedniej zaprawy. Bez porządnego posiłku przed planowaną imprezą, Twój organizm będzie narażony na błyskawiczne przyswajanie alkoholu, dlatego nie zdziw się, że po kilku shotach zakręci Ci się w głowie. Dlatego przed imprezą zjedz posiłek bogaty w tłuszcze i białka, które w znacznym stopniu uchronią Cię przed zbyt szybkim zakończeniem spotkania ze trzecie: ogranicz „dymka”Jeśli należysz do grona palaczy, podczas picia alkoholu lepiej ogranicz wychodzenie na papierosa. Związki znajdujące się w dymie nikotynowym potęgują działanie alkoholu, ale również przyczyniają się do złego samopoczucia na drugi dzień po imprezie. Jeśli zatem jesteś zdeklarowanym palaczem i nie wyobrażasz sobie picia whisky czy „czystej” bez przysłowiowego „dymka” – postaraj się przynajmniej ograniczyć ilość wypalanych papierosów. Nie tylko przedłużysz swoją żywotność podczas imprezy, ale także unikniesz nieprzyjemnego czwarte: nie mieszaj alkoholiZłota zasada picia alkoholu. Zmieszanie kilku gatunków alkoholu podczas jednej „posiadówki” może być brzemienne w skutkach. Dlatego jeśli jesteś koneserem whisky i właśnie tym trunkiem raczysz się przez cały wieczór, lepiej nie podbieraj wina swojej wybrance. Oczywiście lampka szampana podczas zabawy sylwestrowej nie powinna zrobić Ci większej krzywdy, jednak większa ilość kilku różnych alkoholi jednocześnie to prosty przepis na przedwcześnie skończoną piąte: odpowiednie tempoPicie alkoholu to nie wyścigi, dlatego nie musisz pokazywać, że jesteś lepszy od swojego kumpla. Nadając zbyt szybkie tempo picia, nie dajesz swojemu organizmowi czasu na przyswojenie alkoholu, co może być mocno widoczne już po kilku „głębszych”. Rób co najmniej kilkunastominutowe przerwy pomiędzy kolejnymi dawkami alkoholu, a przekonasz się, że Twój stan będzie zadziwiająco dobry. 16 / 100

Jeśli chcesz się dowiedzieć jak pić, żeby się nie upić jesteś w dobrym miejscu w internecie. Poznaj zatem naszych sprawdzonych 5 prostych porad. Po pierwsze: nie pij nigdy alkoholu na pusty żołądek! Przed imprezę musisz się dobrze najeść. Ale broń Boże nigdy nie sięgaj po kieliszek na czczo lub głodny!

Gdy podskórnie czułam już, że z moim piciem jest coś nie tak, non stop znajdowałam wymówki, żeby tylko nie musieć nic z tym robić. Oto, co sobie wymyślałam. Po pierwsze, NIE JESTEM ALKOHOLICZKĄ – Bez przesady – mówiłam sobie. – Przecież nie jest jeszcze tak źle. Nie wyglądam jak menel spod budki z piwem. Mam pracę. Dbam o siebie. Nikomu tym piciem krzywdy nie robię. Nie ma co sobie wmawiać, że ma się problem. Wyluzuj, dziewczyno! Nie dramatyzuj! Byle do wieczora. Komentarz na trzeźwo: Gdy piłam, byłam całkowicie ślepa na fakty. A fakty były takie, że nieraz budziłam się rano spuchnięta i zużyta jak wymięta ścierka, i nawet tony make up-u średnio to kamuflowały. Mój umysł walczył z kacem i często potrzebował wielu godzin, żeby odzyskać jako taką sprawność, więc w pracy zdarzało mi się popełniać błędy. Nierzadko kiedy jechałam do pracy lub też w samej pracy ręce trzęsły mi się tak, że musiałam na nich siadać lub chować za siebie, żeby nikt nie zauważył. Lęk, że jednak się wyda, że ktoś jednak zauważy, że przychodzę do pracy niemalże na bani i mnie zdemaskuje, nieustannie mi towarzyszył. Wiele razy kłamałam, udając jakąś wymyśloną na biegu dolegliwość, żeby ukryć skutki przepicia. Wiele razy brałam wolne w pracy, bo jednak zabalowałam. A ile razy zawracałam gitarę różnym lekarzom z powodu dolegliwości, które ewidentnie wynikały z nadużywania alkoholu. Czy nikogo nie krzywdziłam? Jako singielka mogłam to sobie wmawiać. Ale na pewno krzywdziłam siebie, nadużywałam zaufania mnóstwa ludzi, kasy podatników na leczenie następstw picia, a i relacje z innymi ludźmi – współpracownikami, bliskimi, znajomymi – pozostawiały wiele do życzenia. W mojej głowie świat był zły, działał przeciw mnie. To inni byli problemem, nie ja. Po drugie, GDYBYM CHCIAŁA PRZESTAĆ PIĆ, TO BYM PRZESTAŁA – Ale nie chcę. Ja po prostu lubię pić. Alkohol to fajny kompan. Poza tym go potrzebuję. Muszę w końcu mieć w tym życiu odrobinę przyjemności, a nie tylko tyrać jak wół. Zrelaksować się potrzebuję, odstresować. Przecież w zasadzie na siebie prawie nic nie wydaję, nic takiego sobie nie kupuję, to chociaż ten alkohol mogę mieć. Dlaczego niby miałabym sobie tego zabraniać. Przecież wszystko jest dla ludzi. Komentarz na trzeźwo: Oczywiście trudno zaprzeczyć, że picie może być źródłem przyjemności. Z pewnością jest. Szybko przynosi ulgę, zwalnia hamulce, rozluźnia kontrolę, dzięki temu poprawia humor, troski zasnuwa mgłą, daje poczucie mocy. W końcu z jakiegoś powodu ludzie go piją i się od niego uzależniają. Więc jasne, że rezygnacja ze źródła przyjemności, jeszcze tak łatwo dostępnego, legalnego wydawała się co najmniej nielogiczna. Argument, że „piję, bo lubię” pozwalał mi czuć, że przecież mówię prawdę, że nic tu nie ściemniam, a jak nie ściemniam, to znaczy, że nie ma problemu. A poza tym to „lubienie” w prosty sposób usprawiedliwiało to, dlaczego pić nie przestaję. Nie przestaję, bo nie chcę. Niestety w głębi ducha już dość mocno kiełkowała we mnie świadomość, że to nie do końca prawda. Ale powiedzieć sobie: „nie przestaję, bo nie mogę, nie potrafię” to już byłoby przyznanie się do tego, że jednak problem istnieje. Po trzecie, WSZYSCY PIJĄ – Pracuję akurat w takim środowisku, że bez alkoholu wielu spraw nie da się załatwić. W tej branży wszyscy piją. A kto nie pije, ten kabluje. Po prostu nie da się nie pić. Komentarz na trzeźwo: Gdy przestałam pić, jakoś tak dziwnie się złożyło, że nagle odkryłam, że jednak w koło mnie nie wszyscy piją. Że może nawet więcej jest tych, którzy nie piją, niż piją. Wystarczyło tylko wynurzyć nos ze swojej bańki, ze ścisłego grona pijących znajomych, żeby to zobaczyć. Okazało się też, że ani w biznesie, ani w życiu towarzyskim nikt nie ma problemu z tym, że ja nie piję, a jak ktoś miał z tym problem, to zazwyczaj okazywało się, że to mój jeszcze nieopierzony „ziomek” czy „ziomalka” ze spektrum U. Po czwarte, ŻYCIE JEST ZBYT CHUJOWE, ABY NIE PIĆ – Za dużo mam problemów na głowie, żeby nie mieć jakiejś odskoczni. Stresująca praca, codzienny wyścig szczurów w korpo, z bliskimi też ciągle jakieś kłopoty, pretensje, oczekiwania, w kraju degrengolada, że aż rzygać się chce, w ogóle życie jest do bani. Normalnie się nie da się żyć. Komentarz na trzeźwo: Sporo czasu mi zabrało, żeby zrozumieć, ile dramatów sama rozniecałam swoim chorym, pijanym umysłem. Od kogoś usłyszałam kiedyś, że alkoholik to człowiek, który z byle gówna potrafi zrobić tragedię. Wszystko, co pozwalało mi poużalać się nad sobą, wejść w rolę ofiary, było dla mnie niczym woda na młyn. Namiętnie łapałam do wszystkich i wszystkiego urazy. Do ludzi, do Boga, do świata. Pociąg się spóźnił, autobus uciekł, koleżanka w pracy na mnie nie tak spojrzała, wszystko urastało do rozmiarów apokalipsy i służyło jednemu – żeby się napić. Bo przecież każdy powód jest dobry. A na pewnym etapie picia, gdy już podskórnie wiesz, że z piciem masz problem, potrzebujesz powodów, by sobie jakoś uzasadnić to swoje nieustanne uleganie nałogowi. Po piąte, GDYBY TYLKO… – Gdyby moi starzy tak bardzo nie spieprzyli mi dzieciństwa… Gdyby mój szef, mój facet, moja sąsiadka, pani w urzędzie mnie tak nie wkurwili… Gdybym wygrała w totka i w końcu miała tyle szmalu, żeby ciągle nie musieć martwić się o pieniądze… Gdyby mnie tak wszystko nie bolało… Gdyby na świecie nie było tyle zła… Gdybym tylko wyszła z psychicznego doła… Gdyby moja przyjaciółka nie umarła… Gdyby w końcu przestało padać… itd., itd. Komentarz na trzeźwo: Jak wyżej. Alkoholik szuka powodów, by pić i jednocześnie rozgrzeszenia tego swojego picia. „Gdyby tylko…” to znakomite narzędzie do poczucia się nieszczęśliwym. Znakomitość „gdybania” zasadza się na tym, że nigdy nie dotyczy ono stanu rzeczywistego. Nigdy nie opiera się na faktach. Zasadniczo nie można z nim nic zrobić. Bo przecież dzieciństwo „se newrati’, wygrana w totka jest mało realna, przyjaciółki się nie wskrzesi, zła na świecie ani deszczu nie powstrzymasz, a jak coś boli czy ma się doła, to można się zapaść w sobie i nic z tym nie robić, tylko oddać narzekaniu. Wygodne, prawda? Nic tylko się upić. Bo przecież co innego zostało, skoro człowiek w tych kwestiach bezradny. Po szóste, DAM SOBIE RADĘ SAMA Być może piję trochę za dużo, trzeba będzie z tym coś pewnie zrobić. Nie ma jednak mowy o tym, żeby kogoś prosić o pomoc. Sama ze wszystkim dawałam sobie do tej pory radę, to i z tym sobie poradzę. Muszę się tylko wziąć za wszarz. Trzeba być silnym, nie miękkim. A ja silną wolę mam. Czy nie dzięki niej tyle w życiu osiągnęłam. Studia pokończyłam, karierę robię, własnego mieszkania się dorobiłam. Trochę dyscypliny, uporu i silnej woli i będzie gites. Komentarz na trzeźwo: Na odwyku dowiedziałam się, że alkoholizm to choroba, a nie kwestia słabej czy silnej woli. I że ta choroba powoduje, że nie jesteś w stanie ocenić skali zagrożenia i siły przeciwnika, dlatego nieustannie będąc „sportowym kibicem” roisz sobie, że możesz wejść na ring i walczyć z Mikiem Tysonem, i że zwyciężysz. Mimo że nie raz zostałeś przez owego Tysona znokautowany. Nokauty niczego cię nie uczą. Padałeś już wiele razy, ale i tak brniesz dalej na ten ring i podejmujesz kolejne skazane na porażkę próby. Wierząc, że tym razem z pewnością Ci się uda. Czy to nie obłęd? Gdy na programie AA stawiałam swoje pierwsze kroki (program 12 kroków), wciąż bardzo trudno było mi się poddać przekonaniu, że alkoholizm to nie kwestia woli, że to choroba i w dodatku śmiertelna. „Ale jaka to choroba? – mówiłam mojej sponsorce. – „Choroba to jak ktoś ma raka, a nie że nie może powstrzymać się od wypicia piwa” – dedukowałam. I wtedy moja sponsorka powiedziała mi: „OK, to jak będziesz miała sraczkę, to spróbuj ją zatrzymać siłą woli”. Szach mat. Po siódme, NIE PÓJDĘ NA ŻADNĄ TERAPIĘ, BO… NIE MAM CZASU – Mam się zamknąć na 1,5 miesiąca czy 2 na odwyku?! To wykluczone. Stracę pracę. Przecież muszę zarabiać. Jak przestanę pracować, to kto mnie utrzyma? (Alkoholicy, którzy mają rodzinę, zwykle wstawiają tu: Rodzina beze mnie zginie. Nie mogę sobie pozwolić na tak długą nieobecność w pracy, na niebranie kolejnych zleceń). Terapia dochodząca kilka razy w tygodniu? Wykluczone! Na nią też nie mam czasu. Musiałabym się zwalniać z roboty, a i tak ciągle zostaję w niej po godzinach, bo się nie wyrabiam ze wszystkim. Poza tym u nas krzywo patrzą na tych, którzy za często chodzą na zwolnienia lekarskie czy wychodzą wcześniej. Nie ma takiej opcji, muszę sobie dać radę sama. Komentarz na trzeźwo: Praca, praca, praca – dla mnie to ona była argumentem na wszystko. Ot, mój osobisty bożek. Choć inni pewnie mają inne bożki, inne „trudne do spacyfikowania wymówki”. Ale w końcu przyszedł ten dzień, kiedy do pracy pójść nie mogłam, tak przesadziłam z alkoholem. Nie mogłam też pójść następnego dnia i następnego. I nie odbierałam telefonów od przełożonego, bo nie byłam w stanie go utrzymać w ręce. Kolejne kłamstwa sprawiły, że z pracy mnie nie wylano, ale stan, do jakiego się doprowadziłam, był dla mnie osobistym dnem. Wtedy dopiero uznałam, że nie mam wyjścia i muszę iść na odwyk. Dostałam od lekarza zwolnienie na czas odwyku. Musiałam jakoś przełknąć wstyd, że mój pracodawca dowie się, że byłam w psychiatryku. Potem był jeszcze gorszy, gdy „musiałam” mu wyznać z jakiego powodu tam byłam (nikt mnie nie przymuszał, ale miałam dość kłamstw). Przeżyłam. Świat się nie zawalił. Z pracy nikt mnie nie wywalił. Szybko jednak sama z niej odeszłam, bo miałam już w życiu inne priorytety, niż tylko praca i praca. Po ósme, AA TO NIE DLA MNIE – Sorry, ale nie jest ze mną jeszcze tak źle, by chodzić do AA. To jakaś pieprzona seksta. Moczymordy, patologia. Siedzą i ględzą o swoim chlaniu. I jak niby to miałoby mi w czymkolwiek pomóc? Komentarz na trzeźwo: Nawet już po odwyku nie zmieniłam zdania o AA. Nadal uważałam, że tak nisko jeszcze nie upadłam. Leczenie pod okiem profesjonalistów – OK, ale zadawanie się z innymi pijakami to poniżej mojej godności. Dość długo, bo prawie dekadę udawało mi się powstrzymywać od spożywania alkoholu. Ale mózg alkoholika, jak się mu nie przypomina, zapomina, że jest chory i z czasem zaczyna znów śnić sny o potędze. Po blisko 10 latach pełna optymizmu znów wkroczyłam na dawną ścieżkę i do wszystkich wymówek, począwszy od punktu nr 1 tej listy. Drugie dno było głębsze i ciemniejsze. Prawie w nim utonęłam. Ale jakoś moje wyobrażenia o godności się zrewidowały. Już mogłam poczuć się częścią AA 😊. Nie żałuję. Trzeźwe moczymordy to naprawdę fajni ludzie. Po dziewiąte, NIE WYOBRAŻAM SOBIE, ŻE MIAŁABYM PRZESTAĆ PIĆ NA ZAWSZE – Ale jak to? Mam iść na firmą imprezę i nie pić, kiedy wszyscy piją? Mam nie wypić z bratem na święta? Nie wypić toastu na weselu mojej siostry? I co to za sylwester bez lampki szampana? Wakacje nad morzem bez drinka z palemką? Czyli całe życie bez radości, bez luzu, bez zabawy? Nie wyobrażam tego sobie! Komentarz na trzeźwo: Nawet po odwyku wciąż myślałam kategoriami – „byle do emerytury”. Na emeryturze przecież już nie będę mogła stracić pracy, więc w sumie mogę znów zacząć pić. Trzeba wytrzymać te 30 lat, a potem znów będzie fajnie. Serio, tak myślałam. Bo picie wciąż było dla mnie atrakcyjne. Niedziwne więc, że w końcu zapiłam. Program 12 kroków skutecznie mnie z tej tęsknoty do picia wyleczył. Po dziesiąte, BĘDĘ PIĆ KONTROLOWANIE – No przecież słyszałam, że można. Czytałam w Internecie, że niektórzy terapeuci oferują taką naukę kontrolowanego picia. Widziałam nawet webinar, gdzie uzależniony opowiadał, że nauczył się tak pić. A zatem można. Wcale nie trzeba wyrzekać się alku na zawsze. Komentarz na trzeźwo: Nie znam alkoholika, który umie pić kontrolowanie. Tak, widziałam w Internecie oferty jakichś ludzi, którzy oferują terapię picia kontrolowanego, ale w Internecie widziałam też bardzo realistyczne zdjęcia kosmitów, zaś na żywo takiego nie spotkałam. Webinar, na który się niegdyś powoływałam w gruncie rzeczy prowadził koleś, który był narkomanem, a nie alkoholikiem, więc być może jemu udaje się pić kontrolowanie, choć i tu obecnie mam wątpliwości. Z własnego doświadczenia wiem, że ja nie potrafię. Próbowałam. Zawsze kończyło się tak samo. Ciągami i totalną życiową katastrofą. Dla mnie picie kontrolowane to kolejna iluzja i dowód na nieakceptację choroby. Ten sam schemat – wchodzenia na ring i podejmowaniu prób pokonania Tysona. Duża Mi

17 gramów cukru = 1% w 1 litrze. Około 17 gramów cukru potrzebujemy, żeby wyfermentował nam 1% alkoholu w litrze wina. Więc przykładowo powiedzmy, że mamy 20 litrowe wiadro czy balon i chcemy uzyskać wino 15%. (Oczywiście potrzebujemy drożdże, które mają taką tolerancję i są w stanie fermentować do około 15%). Alkoholicy, ich rodziny i przyjaciele szukają różnych metod na walkę z alkoholizmem. Niestety dotychczas nie wynaleziono leku, który pomógłby zwalczyć chęć sięgnięcia po alkohol przez osobę uzależnioną. Funkcjonuje wiele sposobów na walkę z alkoholizmem, niektóre jak np. mityczny zastrzyk antyalkoholowy są całkowitą bujdą. Inne jak np. wszycie implantu lub tabletki zawierające disulfiram mogą być stosowane pomocniczo w leczeniu alkoholizmu. Kroplówki i leki nasenne mają zastosowanie do łagodzenia kaca i objawów zespołu abstynencyjnego i nie zapobiegają odczuwaniu przymusu sięgnięcia po alkohol. Odtrucie alkoholowe może pomóc w powrocie do sił witalnych, ale tylko psychoterapia może skutecznie pomóc osobie uzależnionej w zachowaniu abstynencji. Środki farmakologiczne np. benzodiazepieny (BDZ) w leczeniu alkoholowego zespołu abstynencyjnego powinny być stosowane z dużą ostrożnością, aby uniknąć uzależniania krzyżowego. Leczenie alkoholizmu jest procesem długotrwałym, dlatego w pierwszej kolejności trzeba zrobić wszystko, aby nie dopuścić do uzależnienia. Istnieje np. swoisty przymus społeczny spożywania alkoholu, który jest istotnym czynnikiem rozwoju uzależniania. Należy walczyć ze złymi wzorcami spożywania alkoholu promując kulturalne picie alkoholu, w którym nie chodzi o to żeby się upić. Nie istnieje „cudowny zastrzyk antyalkoholowy”, przez który ustępuje ochota na alkohol. Farmakologiczne leczenie alkoholizmu może stanowić uzupełnienie psychoterapii. W polskich aptekach dostępnych jest 4 – 5 rodzajów tabletek, które mogą wspomagać abstynencję u pacjentów stosujących psychoterapię. Substancje to: Naltrekson, Akamprozat, Nalmefen, Disulfiram, Baklofen. W niektórych krajach są dostępne również zastrzyki zawierające Naltrekson. Wszywka alkoholowa Wszywka antyalkoholowa to podskórny implant o przedłużonym uwalnianiu (działa przez około 8 miesięcy), zawiera disulfiram. Ten sam lek występuje pod postacią tabletek pod nazwą Anticol, które trzeba zażywać codziennie. Preparaty te nie zmniejszają chęci sięgnięcia po alkohol, ale pełnią funkcję „straszaka” przed działaniami niepożądanymi, które spowoduje równoczesne zastosowanie alkoholu. Disulfiram nasila akumulację aldehydu octowego, który jest toksycznym produktem przejściowym rozkładu alkoholu w organizmie. Aldehyd octowy wywołuje przede wszystkim zawroty głowy, nudności i wymioty a obawa przed wystąpieniem tych objawów ma powstrzymywać osoby uzależnione przed spożywaniem alkoholu. Przewagą tabletek do implantacji jest to, że po wszyciu nie można już zmienić zdania. Tabletki doustne wystarczy przestać stosować, aby uniknąć działania leku. Disulfiram może być stosowany, jako leczenie wspomagające uzależnienia od alkoholu. Odtrucie alkoholowe Detoks – kroplówki służą łagodzeniu objawów kaca i zespołu abstynencyjnego u pacjentów długotrwale nadużywających alkoholu. Wlewy dożylne przyspieszają regenerację organizmu i można je przyjmować w domu. U zdrowych osób objawy kaca najczęściej ustępują w przeciągu 24h. Organizm alkoholików może regenerować się dłużej, wówczas mogą oni stosować terapię dożylną przez klika dni. Alkoholicy są również narażeni na wystąpienie majaczenia alkoholowego niezależnie od przyjmowania kroplówek w trakcie zmniejszania dawki spożywanego alkoholu. Do odtrucia najlepiej przystąpić, gdy w organizmie nie ma już alkoholu. Uzależnienie krzyżowe, benzodiazepiny Do najczęstszych objawów alkoholowego zespołu absencyjnego możemy zaliczyć niepokój, bezsenność i drgawki. Benzodiazepiny ze względu na swój sedatywny (nasenny) charakter stanowią grupę leków stosowanych do tłumienia tych symptomów. Leki benzodiazepinowe po prostu działają podobnie do alkoholu, dlatego w terapii odwykowej zastępuje się nimi alkohol zapobiegając w ten sposób nadmiernemu pobudzeniu alkoholików. Ze względu na pokrewne – uspokajające działanie diazepamu i alkoholu, u alkoholika może rozwinąć się uzależnienie również od benzodiazepin (uzależnienie krzyżowe). W związku z powyższym stosowanie benzodiazepin powinno być ograniczone do minimum. W praktyce, niestety coraz częściej spotykamy pacjentów, którzy z ciągu alkoholowego przechodzą w ciąg diazepinowy. Przeczytaj również – odtrucie alkoholowe w domu bez benzodiazepin. Terapia uzależnień Jedynym skutecznym sposobem leczenia alkoholizmu jest psychoterapia. Jej główną zaletą jest brak działań niepożądanych oraz skuteczność. Minusem psychoterapii jest praco- i czasochłonność, która zniechęcająca niektórych pacjentów. Niestety nie ma alternatywnej metody leczenia alkoholizmu a farmakologia ma znaczenie uzupełniające. Samodzielne wyleczenie się z alkoholizmu, bez pomocy specjalisty prawdopodobnie nie jest możliwe. SummaryArticle NameZastrzyk antyalkoholowy, wszywka alkoholowa, odtrucie alkoholowe, psychoterapia. Jak sobie poradzić z alkoholem?DescriptionJaką metodę leczenia alkoholizmu wybrać? Zastrzyk antyalkoholowy, wszywka alkoholowa, odtrucie alkoholowe czy psychoterapia? Metody farmakologiczne mogą stanowić uzupełnienie psychoterapii, która jest podstawowym sposobem leczenia uzależnień. Leki nasenne powinny być ograniczane, aby uniknąć uzależnienia krzyżowego. AuthorAgnieszka Staniszewska Publisher NamePogotowie Pielęgniarskie Publisher Logo Przy piciu alkoholu w nadmiernej ilości warto sięgnąć po karczoch zwyczajny. Wykazuje on działanie żółciopędne, żółciotwórcze i ma ochronny wpływ na wątrobę. Przede wszystkim warunkuje proces regeneracji tego narządu. Ponadto stanowi pomoc w obniżeniu poziomu cholesterolu we krwi, a także reguluje stężenie glukozy.
WSPIERAĆ ZDROWE ZACHOWANIA Wspierać wszystkie „zdrowe” zachowania i decyzje. Pomagać, ale nie wyręczać, także po terapii odwykowej. Wspierać, doceniać i zauważać, ale nie przejmować inicjatywy. To muszą być decyzje osoby uzależnionej. My możemy jedynie pokazać konsekwencje pamiętając, że przedstawione konsekwencje musimy być w stanie spełnić, w przeciwnym wypadku lepiej nie składać obietnic bez pokrycia. Przeczytaj również: Jak wspierać alkoholika podczas terapii? DBAĆ O SIEBIE Jak walczyć z alkoholizmem w rodzinie? Przede wszystkim nie wolno nam... zapominać o własnych potrzebach. Należy dbać o siebie, swoją kondycję psycho - fizyczną, rozbudowywać „swój” świat, mieć znajomych, zainteresowania, troszczyć się o siebie. Dlaczego? Bo tylko wtedy będziemy mieli siłę do tego by towarzyszyć naszej bliskiej osobie w trudnej walce o trzeźwość, ale też siłę do tego by w ostateczności odejść i budować swoje życie od nowa, jeśli nasza bliska osoba podejmie decyzję by tkwić w nałogu. Dbać o siebie, bo tylko wtedy mamy dystans do tego, co się wokół nas dzieje i nie popadamy w skrajne emocje. Wreszcie dbać o siebie, bo gdy popadniemy w depresje, nerwicę czy histerię to już na pewno nie będziemy w stanie trzeźwo i racjonalnie pomóc naszym bliskim i naszej rodzinie, bo sami będziemy potrzebowali pomocy osób z zewnątrz. JAK WYLECZYĆ ALKOHOLIKA W DOMU? Pamiętajmy, że nie jesteśmy w stanie samodzielnie wyleczyć bliskiej osoby uzależnionej od alkoholu. Możemy jedynie pomóc jej podjąć decyzję o poszukaniu profesjonalnej pomocy i wspierać ją na każdym etapie zdrowienia. Ktoś, kto już raz utracił kontrolę nad własnym życiem, nie odzyska jej na własną rękę. Potrzebna mu jest profesjonalna terapia leczenia alkoholizmu, która pomoże rozbroić mechanizmy nałogu, zmienić destrukcyjne przekonania, nauczyć się radzić sobie z trudnymi emocjami oraz pozbyć się niekonstruktywnych schematów myślenia i postępowania. Przeczytaj również: Jak pomóc alkoholikowi Autor: Anita Sosnowska – Certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień
PJDaJ2C.
  • dvut3cutpo.pages.dev/131
  • dvut3cutpo.pages.dev/142
  • dvut3cutpo.pages.dev/171
  • dvut3cutpo.pages.dev/392
  • dvut3cutpo.pages.dev/346
  • dvut3cutpo.pages.dev/117
  • dvut3cutpo.pages.dev/262
  • dvut3cutpo.pages.dev/357
  • dvut3cutpo.pages.dev/318
  • co dodać do alkoholu żeby kogoś upić